wtorek, 25 lipca 2017

25 lipca


Rozpiłem się okropnie! Tydzień wakacji i trzy butelki wina. To moja średnia miesięczna! No cóż - skoro mi smakuje, to piję. W czwartek wracam do pracy, to przestanę.
Zresztą latem generalnie więcej się pije. Francuzi na przykład chlają codziennie. Hiszpanie też. Tylko, że kultura spożywania trunków jest inna i nikt tam nie "traci filmu" lub nie wraca do domu na "czterech łapach".
A poza tym to wszystko się zmienia. W trzeciej dekadzie życia nie mogłem pić wina, a teraz mogę i nie mam po nim kaca. To znaczy po butelce, bo więcej nie piję.

Wstałem dość późno. Znowu muszę sprostować. Obudziłem się wcześnie, ale długo leżałem i czytałem w łóżku. A potem zupełnie nie mogłam się wygrzebać z domu. W końcu zadzwoniłem do Anety; okazało się że jest w Polsce. Pojechała pomóc mamie, bo rok temu miała udar i nie jest z nią zbyt dobrze. Tara zaś (córka Anety) jest w Wiedniu z dziadkami. No! A chciałem się spotkać. 
Zamiast tego poszedłem na siłownię, korzystając z numeru Anety, bo lubię jej "gym". Chyba znowu przesadziłem, ale dowiem się o tym jutro, jak mięśnie dadzą o sobie znać.

Boli mnie gardło. Praktycznie powinienem do tego się przyzwyczaić, bo boli mnie non-stop. Ten cholerny ślub z nosa drażni mnie śluzówkę i nic się z tym nie da zrobić. Poza tym powiększają mi się węzły i też mnie czasami bolą. Dzieje się tak od kilku lat... to mój bardzo słaby punkt. Pięta Achillesowa pod brodą.

Marcin pracuje znowu cały dzień. Gdy wstałem poszedłem do sklepu, zrobiłem zakupy na śniadanie i gdy zacząłem przygotowywać bagietkę z szynką i serem, mój mąż oznajmił, że zje poza domem. Chciałem mu tą bagietkę włożyć w dupę, ale darowałem sobie. Zjadłam sam. A potem oglądałem egzekucje, jakiś amerykański program dokumentalny. Pokazywali jak ludzie reagują na wyroki śmierci lub dożywocia. Nie wiem czemu na to patrzyłem...

I tak właśnie minął kolejny dzień.