wtorek, 1 sierpnia 2017

31 lipca


Mamy dużo rzeczy do zrobienia i coraz mniej czasu. Robi się nerwowo... A ja jeszcze list zakupów, rzeczy do zrobienia i medycznych obowiązków nie zrobiłem! O shit!
No ale nie mam czasu...

Wstałem rano i poszedłem do pracy. Laji - mój przełożony tak uciął godziny, że zamiast robić to, co do niego należy, stanął za stołem i kazał traktować się, jako zwykłego pracownika. Wygodne, bo nie miałem wsparcia, a on święty spokój.

Skończyłem o 12 i pobiegłem do domu. Przebrałem się i pobiegłem do banku. Minąłem się z Marcinem, bo 2 minuty wcześniej wyszedł do dentysty. W łazience unosił się jeszcze jego zapach... 

W banku wydrukowałem kolejne wyciągi za ostatnie 3 miesiące. Ostatnie były przedawnione, bo starsze, niż 2 tygodnie. Pojechałem z nimi na Essex Road Station do firmy pośredniczącej w załatwianiu wiz. No i baba wstrętna tam mi powiedziała:
- Ale ty tu nie masz pieniędzy na tym koncie, a Marcin ma minus!
- No bo w dniu generowania wyciągu tak było, zresztą nie trzymamy pieniędzy na koncie bieżącym.
- Takie coś nie przejdzie! Pieniądze muszą być.
Myślałem, że ją zabiję. Musiałem jeszcze raz udać się do banku, przelać pieniądze z lokat na konto bieżące, wydrukować 27-stronicowy wyciąg i zrobić to samo z kontem Marcina. Gdy wracałem zadzwonił Kot. Jechał obolały od dentysty do pracy i powiedział, że wszystko będzie ok. Poza tym zapłaci nieco mniej, niż myślał. Przynajmniej tyle. 

Gdy wróciłem do domu, byłem padnięty. Na stole stały dwa metalowe kubki i 20 funtów na zakupy dla mnie, bo zostało mi 25 pensów w portfelu i Marcin musiał mnie rayować z prywatnego budżetu tajnego, bo inne pieniądze mamy wspólne. Obejrzałem kubki - ciężkie. Do podróży będziemy raczej potrzebować plastikowych. Wziąłem banknot i poszedłem do polskiego sklepu, bo miałem ochotę na gołąbki.

- Gołąbków nie ma, ale za to jest pyszna kaszanka!

Kupiłem trzy i cebulę i świeże, polskie bułki. Rzeczywiście było pyszne! Zrobiłem na ostro.
A potem usnąłem. Była jakaś 19:30. Słyszałem jak Marcin otwiera drzwi, ale zaraz potem znów zasnąłem...