poniedziałek, 24 lipca 2017

24 lipca

Kadr z filmu "To the bones"

Nie interesuję się polityką i prawie w ogóle nie wiem, co słychać na świecie. Wiem jedno: wszystko się zmienia i nic nie trwa wiecznie, w sumie wiem jeszcze i to, że śpimy na posłanych przez siebie łóżkach i jak nam nie wygodnie, to trzeba wstać i poprawić wyrko.
Media kłamią, zresztą cały świat kłamie. Nie ma żadnej prawdy, albo racji... podniecanie się tym co w necie, nie ma dla mnie żadnego sensu...

Ostatnio ludzie ciągle o polityce gadają i także mnie pytają o zdanie, co sądzę o tym co się dzieje w Polsce, albo tu, w Wielkiej Brytanii. A ja nie mam zdania, bo ja naprawdę się tym nie interesuję! To znaczy mam poglądy, ale nie uważam za stosowne, żeby je ujawniać. Moje zdanie wyrażę podczas głosowania, a później, wszystko znowu samo się potoczy.

W Anglii lato skończyło się na dobre. Od kilku dni jest chłodniej i często pada. Urlop kończy mi się za dwa dni i tym razem się nie opalę. Ale przynajmniej odpoczywam, choć prawdę mówiąc czas przecieka mi przez palce...

Martwię się moją mamą. Razem z ojcem wpadła w jakiś marazm i zazwyczaj narzeka. To znaczy trzyma fason jeszcze, ale kierunek w którym zmierzają nie jest zbyt dobry. 
Palą jak wariaci, wydają na to mnóstwo pieniędzy i chorują. Ciągle słyszę o jakiś lekarzach: kardiologach, wewnętrznych i endokrynologach. 
Zabijają się na moich oczach, a ja bezsilnie na to patrzę...

Poza tym chciałem, żeby moja mama dołączyła do nas, gdy będziemy na wakacjach. Odkryłem, że wybudowała tyle murów i przykuła się tak licznymi łańcuchami, że nie da rady. Trochę jestem obrażony, ale bardziej po prostu mi jakoś przykro.
Nie da się pomóc ludziom, gdy na to nie pozwalają. Oczywiście wszystko ma dwie strony. W tym przypadku jest to zupełny brak zrozumienia motywów, którymi kierują się moi rodzice. 

No właśnie. Zobaczyłem całkiem niezły film "To the bones" ("Aż do kości"), o chorych na anoreksję. Bardzo trudno jest pomóc tym ludziom...
Film polecam.