sobota, 12 sierpnia 2017

11 sierpnia


W pracy było miło jak nigdy. Wyrobiliśmy się ze wszystkim i nikt z nikim się nie pokłócił. Sam ogarnąłem dokumenty, policzyłem straty i skończyłem minutę przed czasem. 

Marcin jadąc do pracy musiał zmienić linię metra i jechać naokoło z powodu alarmu pożarowego na Oxford Cirrcus. Kilka dni temu też się coś tam paliło i nawet dwie osoby - zatrute dymem - trafiły do szpitala. Nie wiem o co chodzi, ale podobno nie jest to terroryzm.

Idąc do domu rozmawiałem z rodzicami. W Częstochowie panuje susza i upał nie do zniesienia. Ojciec narzeka jak zwykle, mama mniej, choć zawsze mają coś do pogody. Poradziłem im zimny prysznic i picie dużej ilości wody!

Gdy wpadłem do domu zjadłem arbuza i położyłem się spać na godzinę. Następnie pojechałem na imprezę pracowniczą - pożegnanie Chiary, której okres wypowiedzenia właśnie dobiegł końca.
Budżet mieliśmy mały, zamówiliśmy więc mrozoną pizzę w sklepie i upiekliśmy ją sami w naszej kuchni. A potem poszliśmy pić do pubu, korzystając ze "szczęśliwych godzin". 
O dziesiątej nas wykopali, przenieśliśmy się więc do pracy. W szafce miałem dwie butelki whiskey i wino musujące. No i impreza się rozkręciła. Dziewczyny zaczęły tańczyć w kuchni i ogólnie było bardzo fajnie, dopóki Fortuna nie zaczęła przesadzać z alkoholem. Usiadła w kącie i wypiła całą, dużą butelkę Jacka Danielsa. Wcześniej była już nieźle wstawiona, więc zakończyłem imprezę. Myślę, że będzie miała strasznego kaca, jeśli nie zatrucie alkoholowe. Niestety nie dała sobie przetłumaczyć, że przesadza...

Wróciłem domu o północy i natychmiast położyłem się spać. Marcin był już w taksówce, ale nie czekałem na niego, bo miałem przed sobą niecałe cztery godziny snu...