piątek, 18 sierpnia 2017

17 sierpnia


Obudziłem się o piątej mimo, że poszedłem spać grubo po północy. Marcin spał smacznie i lekko postękiwał. Próbowałem coś czytać, ale po dwudziestu minutach postanowiłem wstać i pójść na siłownię. Idąc, zadzwoniłem do mamy - szła z ojcem do neurologa na długo oczekiwaną wizytę - później zjadłem śniadanie i przeczytałem, a w zasadzie wysłuchałem bieżących wiadomości.

W klubie fitness - remont! Nic nie śmierdzi, ale za to panuje hałas. Biegnąc musiałem słuchać muzyki najgłośniej, jak tylko się dało. Wolałem to jednak od niemiarowego uderzania młotkiem i zgrzytu wiertarki. Wykończony wpadłem jeszcze do kantoru w centrum, kupiłem obcą walutę i wróciłem do domu. Było południe. Kot właśnie  dokonywał codziennych ablucji i szykował się do pracy. Ponieważ nie chciało mi się gotować, przebrałem się i pojechaliśmy razem  do centrum: Kot do swohego Globu, ja na obiad. Chciałem spróbować jak gotuje nowo otwarta wietnamska jadłodajnia na Soho. Zapłaciłem niewiele, jedzenie jednak nie było warte szczególnego polecania. To znaczy wszystko było w porządku, ale nic poza tym.

Gdy jadłem, otrzymałem esemesa, że mogę już odebrać niektóre bilety pociągowe. Uradowany pojechałem na Islington. Oczywiście jeden z biletów musiał się gdzieś zawieruszyć i spędziłem 20 minut obserwując jak znajoma mi blondyna przeszukiwała szuflady z twarzą niezmąconą żadną emocją. 
Wdrodze do domu wpadłem jeszcze na Oxford Street, bo były wyprzedaże. Miałem szczęście, bo bez szukania w wpadły mi w ręce spodnie idealne na wakacje, kupiłem też inne, ale podobne, Marcinowi. W H&M znalazłem zaś wojskowe z wieloma kieszeniami. Wracałem do domu bardzo zadowolony.

Zadzwoniłem do mamy. Lejarka zapomniała wystawić jej skierowania, specjalista zbadał więc tylko ojca. Na szczęście nic szczególnego mu nie dolega - ojciec jest stary i stękający na własne życzenie. Skoro tak chce, to musi to lubić. Mama zaś będzie musiała wrócić tam jutro, na szczęście neurolog przyjmie ją bez kolejki...

Wieczorem byłem trochę zestresowany, bo mój boss chce umilić mi ostatnie dni w pracy i robi wszystko, żebym nie czuł się dobrze. Miałem nawet zadzwonić i powiedzieć, że nie będę dzisiaj pracował, ale mój dzień pracy to 150 dolarów - tak przeliczam już wakacyjnie - szkoda kasy...
Zresztą czułbym się nie w porządku w stosunku do Kota...